środa, 5 listopada 2014

DeiSaso - "Tutaj wszystko się zaczęło. W tym lesie..."

- Ej, co to było? - wyszeptał cicho blondwłosy chłopczyk, tuląc się do ramienia towarzysza. 
- Ale co? - posiadacz czerwonej fryzury spojrzał w błękitne oczka rówieśnika. 
- No to co było slychać! Nie wyczułeś nic? 
- Nie - pokręcił główką. 
- Mamy po 9 lat, a Tobie już na słuch padło?! - oburzył się blondynek. 
- Albo Ty masz jakieś halucynacje - stwierdził, po czym wesoło się zaśmiał. - Co dokładniej słyszałeś?
- Szelest.
- Jesteśmy w lesie, Deidara. To raczej nie powinno Cię dziwić!
- Nie taki szalest, głuptasie! Przecież wiem, że szumią liście. To był inny szelest!
- Inny szelest? 
- No taki, jakby ktoś szedł. 
Uśmiechnął się do niego ciepło. Położył swoją bladą dłoń o długich palcach na odpowiedniczce towarzysza. Robiło sie już ciemno. Nadchodziła noc, pogaszono w domach światła, układano się do snu. Im to nie przeszkadzało. Siedzieli na dużym kamieniu, obserwując zachodzące słońce. Drzewa uspokajająco szumiały, ptaki śpiewały ostatnie tego dnia pieśni. Było ciepło, letni wiatr lekko pieścił ich skórę. Ostatni, wakacyjny wieczór. Tak bardzo się różnił od tego 10 lat temu.
 - Co ty mówisz? - Sasori pokręcił głową. - Kto o tej godzinie wychodzi do lasu, prócz nas?
- A skąd mam to wiedzieć? O, zobacz! - wskazał rączką na czarną postać, która właśnie przebiegała pomiędzy drzewami.
Był to potężny mężczyzna w ciemnym płaszczu i wysokich butach. W ręku trzymał coś błyszczącego. Gdy ich zobaczył, zaczął szybko biec w przeciwnym kierunku. Chłopcy spojrzeli po sobie.
- Widzisz! To coś nie tak z twoim słuchem!
- Dobra, dobra. Przynaję ci rację  - westchnął ten z czerwonymi włosami. - Chodźmy zobaczyć, czemu zaczął uciekać.
- Jesteś pewien? Co się stanie, jeśli tam się coś czai?!
Jego dłoń zaczęła kierować się wyżej. W końcu dotarła do szyi, pieszcząc ją lekko swoim dotykiem. Czarnowłosy cicho mruknął, więc blondyn nie przerywał. Zbliżył się tylko do niego bardziej i złożył leniwy pocałunek na jego wargach. Jego towarzysz dłuższą chwilę nie reagował, ale w końcu zaczął powoli odwzajemniać pieszczotę. Tak bardzo ten wieczór się różnił...
- Jeśli coś tam się czai i chce nam zrobić krzywdę to przyjdzie tu samo. Chodź, tchórzu - Sasori zeskoczył z kamienia.
Blondynek oburzony tym określeniem, ruszył za nim. Przeszli kawałek piaszczystą ścieżką, rozglądając się w koło. Szli w kierunku, z którego mężczyzna się wyłonił.
- Sasori, patrz! - zawołał nagle Deidara. - Tam, coś w krzakach!
Podeszli bliżej. Oderwali parę gałęzi, by dokładnie zobaczyć co zasłaniały. Po chwili obaj pobledli. To co zobaczyli, sprawiło, że oboje dłuższą chwilę trwali w bez ruchu.
Położył swoje ciepłe dłonie na policzkach ukochanego. Pieścił jego skórę delikatnymi, leniwymi ruchami. Po dłuższej chwili leniwe muśnięcia zaczęły pokrywać szyję czarnowłosego. Ten odchylił głowę do tyłu, cichutko wzdychając z zadowolenia. Zupełnie inaczej.
Ujrzeli kobietę. Miała zielone oczy i brudne od krwi brązowe włosy. Jej blada twarz, również ubrudzona od życiodajnego płynu. Miała rozchylone usta, podbite oczy. Mimika jej twarzy wyrażała jedno - strach. Następnie chłopcy ujrzeli nacięcie na szyi. Zrobione ostrym narzędziem. Od tej rysy biegła w dół długa, głęboka rana. Kobieta miała na sobie tylko białą koszulę, której guziki były rozszarpane. Nie miała stanika. Jej piersi były małe, z paroma zadrapaniami nad i pod sutkami. Zmiętoszona spódniczka leżała koło ciała, a ofiara miała na sobie tylko bieliznę i cienkie rajtuzki. Cała była brudna od czerwonej cieczy. Chłopcy nie wiedzieli co mają zrobić. Dopiero po dłuższej chwili Sasori wyciągnął z kieszeni telefon.
- Halo, policja?
Równo 10 lat temu, kiedy przyszli do lasu pożegnać wakacje, znaleźli ciało kobiety. Do dziś obaj pamiętali jej przerażoną twarz, zadrapane ciało i tą krew. Ciągle w głowie mieli jej imię - Sophie. Dziewczyna przyjechała z Angli na wakacje, jak mówił wujek-policjant Deidary. Po prostu chciała pobyć trochę za granicą. Prawdopodobnie, nie spodziewała się, że umrze. Taka sytuacja nie powinna mieć dobrych stron, ale jednak znacznie ich do siebie przybliżyła. Deidara zaczął delikatnie odpinać guziczki jego koszuli.
Wrócili do tego miejsca dopiero po 5 latach, znów pożegnać wakacje. Od kiedy znaleźli ciało brązowowlosej kobiety, jeszcze bardziej się do siebie zblżyli. Wrócili tu już nie jako 9 latkowie, ale 14. Powoli zaczęli odkrywać świat. Znów usiedli na tym samym kamieniu i tym razem, Deidara nie usłyszał nic przerażającego. Ścisnął mocno dłoń Sasoriego. Trwali tak długo, w milczeniu.
- Tutaj? - Sasori wysapał cicho, gdy jego koszula opadła na trawę.
- Tutaj - odparł spokojnie Deidara. - Przecież w tym lesie, wszystko się zaczęło.
Jego ciepły język zaczął sunąć po torsie brązowookiego, który odchylił głowę do tyłu. Zmrużył oczy z zadowolenia. Nie opierał się, calkowicie poddał jego woli.
- Wiesz co? - zagadnął blondynek.
- Co?
- Kocham Cię, Sasori - wyszeptał cicho, lekko się rumieniąc. 
Jego towarzysz zaskoczony poderwał głwoę do góry. Spojrzał prosto w błękitne tęczówki, uśmiechnąl się leniwie.
- Ja Ciebie też kocham.
I teraz. Znów po 5 latach znajdują się na tym samym kamieniu. Tutaj wszystko się zaczęło. W tym lesie, niedaleko miejsca zbrodni. Deidara nachylił się nad jego twarzą:
- Kocham Cię - wymruczał cicho, ponownie łącząc ich usta w pocałunku.
-_
Dum, dum, dum! Takie trochę dziwne. Ale ostatnio czytam strasznie dużo kryminałów i dlatego powstał powyższy shot *//*  Postanowiłam pisać jakąś dłuższą serię, ale jeszcze nie mam na nią pomysłu. Ta, którą zaczęłam na początku bloga strasznie mi się nie podoba. Ogólnie nie miałam pomysłu na opowiadanie w stylu "Naruto", co osoba kryjąca się pod opcją animowości mi wybaczy.
Skończyłam to pisać 2.11, ale dodaję dopiero teraz. Następny post pewnie dopiero koło 10 grudnia. ^^
Pzd.
Tajjemnicza